piątek, 13 października 2017

V HYUNDAI ULTRAMARATON BIESZCZADZKI - 7.10.2017


Ten obrazek na wstępie chyba najlepiej pokazuje drogę jaką przeszedłem przez kilka ostatnich lat. Może to jeszcze nie 150 - ale od czegoś trzeba zacząć.
Za początek biegania u siebie mogę uznać dzień 12 sierpnia 2014 roku. Wtedy, podczas urlopu na Chorwacji pewnego ranka ubrałem buty i poszedłem biegać. Było ciężko, ale dałem rade - pierwsze ultra ukończone - 2,16 km, 10 m podbiegu i 21 zbiegu - czas 29 min 14 sek. co daje tempo 13:31 min/km.

Tak było nieco ponad 3 lata temu.
Teraz mamy dzień 7 października 2017, godzina 3:45 pobudka i chyba można zacytować tekst zespołu Elektryczne Gitary: "I co ja robię tu ..."




... a robimy jajecznicę na boczku z 8 jaj. Trzeba mieć trochę energii na pokonanie dość sporego dystansu jaki na dzisiaj zaplanowali nam organizatorzy.
Po śniadaniu ubieramy się i w drogę do Cisnej - musimy tam być przed 6, żeby odebrać pakiet startowy, bo w piątek dotarliśmy na kwaterę dopiero po 23.

Około 5:40 jesteśmy na miejscy, po chwili błądzenia odnajdujemy boisko orlik w Cisnej gdzie było zlokalizowane biuro zawodów, odbieramy pakiety, przypinamy numery i czekamy na start. Pogoda niestety nie zapowiada się szczególnie atrakcyjnie, ciągle coś siąpi.




Około 6:45 odjeżdża kolejka z biegaczami  II Półultramaratonu Bieszczadzkiego. Oni to mają dobrze, kolejka zawiezie ich do Solinki - my aby tam się dostać musimy przebiec 26 km. Wreszcie godzina 7:00 - start. Ruszamy spokojnie, w ogonie biegu, choć początek trasy, do około 12 km jest praktycznie płaski, z minimalnymi podejściami. 
Na pierwszym punkcie (Roztoki Górne - będziemy tu jeszcze raz - ale wtedy to będzie już 38 km)  meldujemy się po około 1h i 15 min, to 12 km. Wiem - tempo nie powala, ale to nawet jeszcze nie jest 1/4 trasy. A stara zasada biegów Ultra mówi - jak czujesz że biegniesz wolno - to zwolnij. przed nami jeszcze ponad 40 km i praktycznie wszystkie podbiegi. Wybiegam stamtąd jako 331 zawodnik. Po opuszczeniu punktu  kierujemy się w stronę pierwszych poważniejszych podejść.  Widzimy jeszcze uczestników ćwiartki jak pomykają w lewo - oni zaraz kończą. Przed nami Rypi Wierch - 1003 m.n.p.m.. Podejście nie jest zbyt strome, a sił sporo więc tempo dość dobre. W tym miejscu rozstaję się z moim kolegą Danielem, z którym biegliśmy od startu, ale stwierdził on że nie da rady utrzymać mojego tempa, nie zdążył jeszcze odzyskać sił po wyprawie w Alpy gdzie zaliczył 4 czterotysięczniki. Teraz trasa prowadzi wzdłuż granicy, grzbietem, raz w górę, raz w dół. Wreszcie docieram do Solinki, tu uzupełniam zapasy wody, coś tam przegryzam i w drogę. Tu jestem 242 zawodnikiem. Do 30 km droga znowu prowadzi po ulicy, w dodatku głównie w dół więc biegnę. Ale...  Po 30 km opuszczamy ulice i skręcamy w prawo w stronę Hyrlatej - 1102 m.n.p.m. Początek podejścia to prawie ściana, zwłaszcza że w nogach już 30 km i ponad 3 h biegu. No i jeszcze wszechobecne błoto. Nie pisałem o błocie? Było wszędzie - początek był pod tym względem niezły, troszkę błota było ale bez dramatu - może to dlatego że od Solinki biegniemy po trasie, którą przed nami przebiegło ponad 330 osób z połówki. Ale o ile przy podejściu błoto trochę przeszkadzało, bo noga potrafiła zjechać w dół to to co się działo potem... 



Około 6 km biegy to było podejścia przerywane krótkimi odcinkami płaskimi lub nawet z górki - od 36 km zaczął się  zbiegozjazd. bo inaczej tego nie można nazwać. Drog pokryta grubą warstwą miękkiego , rozdeptanego błota. Nachylenie terenu między 30 a 45 st. Jaaaaaaaazda. Puszczamy nogi i pędzimy w dół - byle szybciej do kolejnego punktu odżywczego. Tu pod sam koniec zbiegu złapałem poślizg, zaliczyłem glebę a zmęczona łydka zaprotestowała w bardzo spektakularny sposób - skurczem. Chwilkę mi zajęło przekonanie jej że to jeszcze nie koniec, że musi zaraza współpracować dalej. Wreszcie. Roztoki Górne II. Pisie, jedzenie - na szczęście było coś nie słodkiego- bo po kilku godzinach o słodkich żelach miałem ich serdecznie dość - pieczone ziemniaczki - zjadłem sobie kilka, popiłem herbatą z colą uzupełniłem zapasy płynów i w drogę. 37, 8 km - miejsce 190, 4 h 59 min. Opuszczam punkt wraz z biegaczem z Mazur - nie znam imienia ale pozdrawiam - pogadaliśmy sobie trochę, dzięki czemu czas szybciej zleciał. Tym razem z ulicy skręcamy w lewo, na kolejne górki. Tym razem czekają na nas - Okrąglik 1100 m.n.p.m., Duże Jasło 1153 m.n.p.m. i Małe Jasło 1069 m.n.p.m. Podejście choś spore jednak nie tak strome jak na Hyrlatą, ale za to nogi słabsze. Idziemy. Byle do przodu, już przecież blisko. Po drodze spotykamy sporo turystów, pozdrawiają - nie wiem co myślą o wariatach, którzy lęcą przed siebie zamiast podziwiać widoki - zwłaszcza że na chwilkę pokazało się słońce. Powoli liczby na tabliczkach z odległością do mety robią się jednocyfrowe. Około 3 km przed metą zaczyna się bardzo stromy zbieg. Próbuję podgonić tempo - ale tylko do momentu kiedy nogi nie powiedzą NIE, i nie wyląduje na glebie, z rozwalonym palcem i uwalany w błocie. Na rękach szara breja zmieszana z krwią. Teraz już zbiegam znacznie ostrożniej - kilka osób mnie wyprzedza. Wreszcie zaczyna się robić bardziej płasko - ale równowaga w przyrodzie musi zostać zachowana. Droga wygąda jeszcze gorzej niż do tej pory - to zasługa kolejnych 160 osób z ćwiartki. Ale kto by się przejmował błotem? Biegniemy, cały czas w dół, błoto, strumyk - nieważne - wreszcie widać znaczek 1 km - i znów pod górę, a miało być tak pięknie. Niewiele - kilka metrów ale i tak płakać się chce. wreszcie słychać odgłosy z mety, wiwaty, brawa - +100 do mocy - ludzie patrzą, tzreba trzymaćfason więc biegniemy. Ostatnie metry, najpierw wzdłuż torów potem jeszcze krótki zbieg i już meta. Gdzieś tam dociera do mnie głos komentatora - "Zawodnik numer 117, 181 miejsce, czas 7 h 5 min". Ukończyłem. Medal na szyi - zresztą bardzo piękny. 



Pokonałem zmęczenie, słabość, błoto i te cholerne podejscia. 
Moje buty po biegu wyglądały tak:




Teraz idziemy coś zjeść, przebrać się z tych ubłoconych i przepoconych ubrań i jeszcze chwila oczekiwania na Daniela.
Fotki na mecie i do domu.





Jeszcze wizualizacja trasy biegu:



Kiedy następny bieg?

                                                                               Autor: