Mizuno Half Maraton – Piękny Amsterdam!
Co roku nadchodzi taki dzień, kiedy na ulicach stolicy Holandii aż roi się
od Biegaczy.
Ponad 40000 startujących bierze udział w maratonie, półmaratonie oraz
biegach towarzyszących na 5 i 8 kilometrów.
Amsterdam zapisał się w moich biegowych wspomnieniach tak jak żaden
wcześniejszy półmaraton.
Raz, że to mój pierwszy zagraniczny półmaraton. Dwa, że przebiegłam go tak
jak chciałbym biegać na zawodach zawsze…
Z uśmiechem na twarzy w towarzystwie bliskich mi osób <3
Do Holandii wybrałam się razem z moją przyjaciółką Karolcią, przyleciałyśmy
parę dni wcześniej, ponieważ mam tu swoich bliskich znajomych, którzy
przygarnęli nas na kilka dni. Miałyśmy sporo czasu na zwiedzanie pięknej
Holandii w której się zakocham. W sobotę wybrałyśmy się na zwiedzanie
Amsterdamu i odwiedziliśmy biuro zawodów gdzie odebrałyśmy pakiety
startowe. Była też chwila aby pochodzić po expo. Tam wyróżniało się
zdecydowanie stoisko głównego sponsora półmaratonu czyli Mizuno. Po całym dniu
wrażeń wróciłyśmy do domu….z niecierpliwością czekając na dzień startu.
Początek i meta: jakżeby inaczej, na Stadionie Olimpijskim, W swojej
strefie startowej pojawiłyśmy się wcześniej, był to czas na małą
rozgrzewkę.
Pistolet wystrzelił w górę… Pafff… Zaczęło się! Bałam się tłoku i tego, że
od samego początku będę musiała bardzo mocno lawirować na co stracę sporo sił.
Okazało się, że nie było źle. Pierwsze kilometry to po startowe zamieszanie a
dalej już biegło się całkiem dobrze. Widoki i atmosfera była magiczna, to
dodawało mi sił i pomagało walczyć. Był moment kiedy wśród kibiców dojrzałam
starsze małżeństwo, które trzymało flagę Polski i mocno dopingowało swoich
rodaków; Polacy walczyć! wzruszyłam się... atmosfera była nie do
opisania. Razem z Karolina starałyśmy się trzymać równe tempo, przy tym świetnie się bawiłyśmy i podziwiałyśmy piękny Amsterdam. Mijał czas a my zbliżyłyśmy
się do mety, na 18 kilometrze wiedziała, że już niewiele nam zostało, emocje
były olbrzymie.
Nie pamiętam wiele z tych ostatnich metrów, bo pędziłyśmy jak szalone.
Pamiętam, że wbiegając na Stadion Olimpijski złapałyśmy się za ręce by razem
przekroczyć metę. Cały czas trzymając tempo i wyprzedzając…Linię mety
przekroczyłyśmy razem z czasem 2,12 i 10 sekund co dało nam satysfakcję i
niesamowity zapas endorfin na przyszłość. Co prawda, nie jest to moja
życiówka na tym dystansie ale jest to bezcenna chwila i wspomnienie, które
zostanie w mojej pamięci na zawsze <3 LOVERUN !
Pozdrawia Beata Kopeć.Galeria: